III Międzynarodowy Dzień Pamięci o Holokauście wypadł w tym roku w czasie ferii zimowych w Małopolsce. Ale chcieliśmy pamiętać w tym Dniu o prawie 1000 Żydach wywiezionych 3 września 1942 roku o świcie ze stacji kolejowej w Kalwarii Zebrzydowskiej. Rozesłaliśmy sms-y i był to pierwszy tutaj flash mob. Spotkaliśmy na ciemnym peronie w małej grupie tych, którzy chcieli pamiętać. W ciszy zapaliliśmy znicze wzdłuż peronu....
W czasie ferii w Rabce poszliśmy na otoczony lasem cmentarz, gdzie pochowani zostali rozstrzeliwani w czasie wojny Żydzi z Podhala.
Pochodzę z Rabki i w tym lesie bywałam bardzo często jako dziecko. Rodzice mówili nam o losie Żydów w czasie wojny. Myślę, że moje zainteresowanie historią i kulturą żydowską sięga właśnie mojego dzieciństwa. Często chodziliśmy na ten zarośnięty wtedy cmentarz, zanosząc w słoiczkach leśne niezapominajki czy kaczeńce. W pobliżu stoi ogromny budynek, w którym w czasie wojny miało siedzibę gestapo. Stamtąd prowadzono więźniów do bunkra i rozstrzeliwano. Baliśmy się tego bunkra okropnie i nigdy jako dzieci nie wchodziliśmy tam. Po wojnie w budynku, będącym obecnie zakładem dla niewidomych, znajdowało się liceum pedagogiczne, Przez wiele lat dyrektorem tej szkoły była moja mama. Zawsze w Święto Zmarłych dbała, aby na cmentarzu był porządek. To następna rzecz, która sprawiła, że temat Żydów w Polsce stał mi się tak bliski. Mój dziadek, przedwojenny nauczyciel, przez wiele miesięcy ukrywał w domu żydowskiego chłopca, rówieśnika mojego taty. Zawsze będąc na wakacjach w Ciężkowicach /tych koło Bobowej/ zaglądaliśmy do ciemnej piwnicy pod podłogą. Dziadkowie nie opowiadali o tym zbyt wiele. Po prostu zrobili wtedy to, co uważali za słuszne. Mój tato miał wtedy 16-17 lat. Nie pamięta imienia swojego żydowskiego rówieśnika. Był jego "aniołem stróżem ", gdy co jakiś czas eskortował go do Gorlic i z powrotem. Ale opowiada, że gdy tylko było bezpiecznie "gość" uczył sie z nimi w kuchni, jadali razem, rozmawiali. Co się ostatecznie stało nie wiadomo. Dom mojego dziadka, zbudowany w 1936 roku przez firmę żydowską, stoi do dziś. I do dziś w podłodze jest drewniana zasuwa. Nikt tam już nie mieszka. Dziadek i babcia umarli, moi rodzice mieszkają w Rabce.
I zawsze będąc u nich idę na ten samotny, ukryty w lesie cmentarz. Jeśli przyjeżdża autokar z pielgrzymami z Izraela, staram się przystanąć i porozmawiać z nimi, zapewniając, że są w Rabce ludzie, którzy pamiętają o tym tragicznym miejscu. 27 stycznia też poszłam tam przez śnieg, aby zapalić światełka obok lampek z Izraela. Nie spotkałam w tym dniu nikogo. Na śniegu były tylko ślady saren...
Patrząc z perspektywy wielu lat sądzę, że właściwie swoim rodzicom zawdzięczam moją świadomość miejsca Żydów w moim życiu. Nie szkole, nie nauczycielom, nie środkom przekazu, jakie wtedy istniały. I pewnie tak jest, że to co najwartościowsze wynosi się z rodzinnego domu.